Zamilkła, dając mu niemy znak, że może zaczynać. Na chwilę
odsunęła zmartwienia związane z jej matką, czekając na poznanie prawdy, której
od początku była ciekawa. To mógł być przełom.
– Shannon miała dużo problemów, ale o wszystkim mi mówiła. Byliśmy
„partnerami zbrodni", jak to zwykła żartobliwie określać. Nie wiedziałem,
że to będzie miało jakiś głębszy sens, ukryty. Nie spodziewałem się wymuszenia
na mnie tak ogromnej przysługi. Ona zrobiła coś strasznego, ale obiecałem to
ukryć. Nie mogłem jej zawieść, przecież byliśmy bratnimi duszami.
– Powiedziała ci o adopcji? Że jej rodzice... nie są jej rodzicami?
Aiden pokręcił przecząco głową. Wziął głębszy wdech i kontynuował:
– Wiedziałem, że ma problemy z psychiką. Może coś na nią wpłynęło,
może od zawsze tak miała. Nie wiem. Musiała przyjmować silne leki, które lekko
ją otumaniały, ale pomagały jej powstrzymać zapędy. Najlepiej byłoby, gdyby
pozostała pod ścisłą opieką specjalistów, ale dopiero teraz to dostrzegam. –
Westchnął. – Miała ogrom wrogów. Wiedziała to, ja także. Była co rok ogłaszana
królową balu, szkoły, czegokolwiek. Zawsze pierwsza, zawsze najlepsza, bez
skazy. Sprytnie ukrywała swoją, hm... ułomność psychiczną? Nikt nic nie
podejrzewał. Pomiatała wszystkim co przeszkodziło jej w drodze na szczyt. Była
kowalem własnego losu, nie słuchała moich ostrzeżeń. Szczególnie upodobała
sobie biedną pierwszoklasistkę, Aubrey. Odbiła jej chłopaka, tym samym
ośmieszając ją przed całą szkołą. To była pierwsza i jedna osoba, która się jej
przeciwstawiła. Zaczęły być swoimi najgorszymi koszmarami, prześcigały się w
dokuczaniu sobie nawzajem. Shannon wybrała się na imprezę, którą organizowała
siostra Aubrey. Dziewczyna była w jej wieku, nie wchodziła jej w drogę.
Pokłóciły się na zewnątrz, Shannon korzystając ze swojej „siły" wydobyła
na zewnątrz jej najgorsze sekrety, tajemnice, o których wiedziała tylko garstka
jej znajomych. Shann miała przewagę, zawsze krok do przodu. Zaczęły się bić.
Siostra Aubrey chciała uciec, wybiegła na ulicę. Nie zauważyła rozpędzonego
samochodu, który w nią uderzył. Zginęła na miejscu.
Zabrakło jej powietrza. Nie mogła uwierzyć w tą okrutną i straszną
prawdę. Nie wyobrażała sobie Shannon jako morderczyni. Zachowała się
bestialsko, bezwzględnie...
– Boże... – Wyszeptała, mrugając powiekami i schowała twarz w
dłoniach.
– Nie wiem czy była na czysto, może nie wzięła leków. Nie wiem,
cholera. Zabiła tamtą dziewczynę. Gdy zaczęli jej szukać, bo Aubrey widziała tą
kłótnię, załamała się. Zaczęła mnie prosić, błagać o pomoc. Nie mogłem tego
zrobić. Zabrali ją, a ja chcąc chociaż trochę załagodzić sprawę postarałem się,
aby myśleli, że była bez leków. Zabrano ją do psychiatryka, pod ścisłą opiekę i
nie wydano ostatecznego wyroku, ale obstawiam, że gdyby jej stan się polepszył,
zamknęliby ją na parę lat. – Odparł ze ściśniętym z emocji gardłem, ponieważ
wspomnienia na tak bolesny okres jego życia, nagle powróciły, a on na własne
życzenia rozdrapywał stare rany.
– Uciekła i zaczęła się ukrywać? Myślisz, że to Aubrey chce ją
pogrążyć? I ciebie? Czemu jestem winna ja i moi rodzice? Co mam z tym
wspólnego? – Zasypała go ogromem pytań, żądna satysfakcjonujących odpowiedzi.
– Uciekła, nie wiem jakim cudem. Musiała mieć jakieś dojścia z
zewnątrz, była sprytna i miała wiele kontaktów. Od zawsze pamiętam, że
lawirowała w podejrzanym towarzystwie. Dowiedziałem się o jej ucieczce dopiero
wtedy, gdy policja zapukała do moich drzwi. Oczywiście, z miejsca zdobyłem
pozycję na celowniku, ponieważ podejrzewali mnie o pomoc Shannon. Nie
kontaktowała się ze mną przez parę dobrych miesięcy. Wiem, że w któryś dzień
przed świętami Bożego Narodzenia zadzwonił do mnie nieznany numer z prośbą o
spotkanie. Wiedziałem, że to ona i nie zawahałem się, aby pójść. Zadbałem o
wszelkie środki bezpieczeństwa i zobaczyłem ją – była w koszmarnym stanie.
Prosiła mnie o dostawę leków, ponieważ od momentu, gdy uciekła z oddziału, była
na „głodzie". Zrobiłem to, może zadziałały emocje, że ją widzę. Cholera,
byłem głupi, powinienem zanieść ją siłą powrotem do szpitala psychiatrycznego.
– Dobrze, ale jaką rolę w tym gram ja i moja rodzina? – Zapytała
zniecierpliwiona.
– Jesteście na drugim planie. Możecie być przypadkową stratą w
bitwie, która się toczy. Myślę...
– Przypadkową stratą? – Wycedziła, nagle wstając. – Życie ludzkie
jest przypadkową stratą? Doprawdy?
Kipiała z wściekłości, nagle tracąc całe zainteresowanie sprawą i
lekką nić sympatii, którą czuła do tego chłopaka.
– Kurwa, Rayna, słuchaj mnie do końca! – Wykrzyczał, także
podrywając się do pionu.
– Nie kurwuj mi tutaj. – Zwróciła uwagę i usiadła, zakładając ręce
na piersi i patrząc na niego przeszywającym wzrokiem.
– Boże, nie patrz się tak na mnie, jakbym ci matkę zabił. –
Wywrócił oczami i podjął się dalszego tematu.
– Myślę, że za śmierć swojej siostry, Aubrey jest gotowa zrobić
wszystko. Przecież chciała pogrążyć Shann, ale nie osiągnęła zadowalającego
celu, gdy wsadzono ją do psychiatryka. Mogła się posunąć nawet do tego, żeby ją
zabić.
– To byłoby zbyt oczywiste. Przecież każdy mógłby ją o to
posądzić, bo miała z nią na pieńku.
– Czasami z pozoru oczywiste rzeczy są największymi zagadkami...
Tutaj bym się nie rozpędzał. – Stwierdził z miną filozofa, a Rayna puściła tą
uwagę mimo uszu.
– Jak odnajdziemy Aubrey? Przez Aishę?
Aiden żachnął się i pokręcił głową.
– Aishę zostawiamy. Ona nic nie pomoże, jest pionkiem, podlega
komuś wyżej postawionemu w tej sprawie. Musimy sami znaleźć rozwiązanie.
– Ciekawe jak zamierzasz to robić. Może być wszędzie! – Wyrzuciła
ręce w powietrze w geście bezradności.
– Jest w Sydney. Skoro kręciła się wokół Shann i podejrzewamy ją o
maczanie palców w jej sprawie, będzie w pobliżu. – Odpowiedział obojętnym
tonem, wygodnie rozsiadając się na kanapie i bawiąc się swoim telefonem
komórkowym.
– Czy ty w ogóle się tym przejmujesz? Jesteś dziwny, w jednej
chwili rzucasz piorunami, a potem udajesz jakby nic cię nie obchodziło. Jakaś
stwierdzona dwubiegunowość...? – Zakpiła, lekko przytłoczona informacjami, w
które bogato obfitował wieczór.
Aiden zbył ją ciszą, od której gęstniało powietrze w pokoju. Rayna
wahała się nad powiedzeniem mu o rozmowie z jej rodzicami, ale ostatecznie
wstrzymała się.
– Nie mam zamiaru dłużej używać komórki Shannon. Chcę ją wyrzucić,
spalić, cokolwiek. – Oświadczyła niespodziewanie.
Chłopak uniósł pytająco brwi.
– Skoro dla tego wszystkiego porzuciłam moje dotychczasowe życie,
działamy razem, myślę, że mógłbyś mi pomóc. Straciłam pracę, studiów także nie
ukończę zważając na to, że nie mam pieniędzy na ich opłacenie, mieszkanie także
kosztuje, a o komórce nie mówiąc.
– A moja rola to...?
– Wspólniku, myślę, że mógłbyś mi pomóc – powtórzyła z
naciskiem na pierwszy wyraz.
Wybuchnął śmiechem, ale ucichł, gdy zobaczył jej poważną minę.
– Kim ja jestem, twoim mężem czy rodziną? Po co masz rodziców, hm?
Do nich z takimi zachciankami, bez urazy Rayna, ale...
– Słuchaj – przerwała mu ostrym tonem – wiem, że wplątałam się w
niezłe gówno, chciałam to porzucić, ale potem pojawiłeś się ty i kolejne
tajemnice, a ja nie mogłam tak z tego zrezygnować. Rodzice nigdy nie wystawili
do mnie pomocnej dłoni, matka szybciej by mnie zabiła niż wspomogła finansowo.
Gdy zgodziłam się na dalszą współpracę z tobą, chciałabym, abyś nie utrudniał
mi sprawy, która i tak jest w gównianym położeniu.
– Nie jestem sponsorem ani nie sypiam na kasie. Z całą sympatią,
ale masz wygórowane oczekiwania. – Uśmiechnął się lekko, wzruszając bezradnie
ramionami. – No co?
– Sympatię to ja powoli tracę do ciebie – Oznajmiła chłodnym
tonem. – Aiden, proszę, naprawdę potrzebuję pieniędzy. Wylali mnie z pracy
przez nasze wyprawy.
– Nie przeceniasz mnie lekko?
– Na pewno masz jakieś wpływy. Shannon potrafiła, to i ty
potrafisz. Byliście blisko. Proszę.
Widziała jak ugina się pod natłokiem jej próśb i napomknieniem o
Shannon. Machnął na nią ręką i westchnął ciężko.
– Możesz zamieszkać u mnie. – Widząc jej radosną minę szybko
dodał: – Ale tylko na czas rozwiązania sprawy. Potem znajdujesz mieszkanie.
Załatwię ci pracę, którą będziesz mogła wykonywać w domu na komputerze. To od
ciebie będzie zależało czy urobisz się z tym w godzinę czy w dzień. Im więcej
zrobisz, tym więcej dostaniesz kasy. Będziesz składać się na czynsz, resztę
załatwię ja. Pasuje?
– Tak, dziękuję ci Aiden! – Wykrzyknęła i odruchowo podbiegła do
niego oraz ucałowała go w oba policzki. Jej oczy jaśniały blaskiem, który dawno
nie gościł w szarych tęczówkach. Zapomniała na chwilę o tym, że pokłóciła się z
matką. Była szczęśliwa, że pomimo całej sytuacji, która nadal im zagrażała,
powoli wyjdzie na prostą.
– Spakuj się, jutro z rana podjadę i wezmę bagaże. Nie masz ich za
dużo, prawda? – Upewnił się lustrując wnętrze salonu, w którym znajdowały się
różne drobiazgi okupujące płaskie przestrzenie.
– To kobiety, która wynajmuje mi mieszkanie. Ja swoje rzeczy mam
głównie w sypialni i łazience. Nie martw się, spakuję się w jedną czy dwie
walizki.
– Jedną czy dwie. Może dziesięć? – Prychnął i przewrócił oczami. –
Do zobaczenia, wspólniczko.
– I vice versa, Aiden. – Zasalutowała mu radośnie i zamknęła za
nim drzwi.
Czuła lekką iskierkę nadziei, że może wszystko się ułoży.
~~*~~
Siódmy za nami. Trochę się wyjaśnia, a teraz zacznie się pościg za
Aubrey. Jak myślicie... To ona stoi za śmiercią Shannon? Czy rzeczy oczywiste
są kluczem do prawdy?Przewiduję jeszcze 3-4 rozdziały i nastąpi koniec
historii. Następna może być dłuższa, może to fanfik, może o Darach
Anioła...Może. Ze mną nigdy nie wiadomo. Moja głowa i jej wnętrze to jeden
wielki bałagan.Cały czas uczę się. Pisać. Codziennie od nowa. Nie umiem do
końca kreować bohaterów, czasami gubię się w fabule i logice. Jednak w końcu, z
czasem będzie coraz lepiej. Mam nadzieję.
Zachowanie Shannon w przeszłości właściwe nie było. Morderstwo siostry Audrey też w złym świetle ją stawia. Ale może było tak, że przez te problemy psychiczne nie kontrolowała tego i dlatego się tak zachowywała.
OdpowiedzUsuńAudrey mogła stać za śmiercią Shannon. Miała powód. Tylko jak by mogła to zrobić. Musiałaby wejść na tą wieżę i stamtąd ją zepchnąć. No i ciekawe dlaczego za śmierć siostry miałaby zabijać Raynę i jej rodzinę. Może się jakoś dowiedziała biologicznych rodzicach i siostrze Shannon?
Ciekawe do czego dojdą Rayna i Aiden.
Czekam na kolejny rozdział.
Patrząc na to że Shannon miała problemy psychiczne, Audrey mogłaby ją skłonić do samobójstwa w taki czy inny sposób. Wystarczyłoby żeby stała za jej plecami i mówiła odpowiednie rzeczy. Ciekawie *.*
UsuńKombinujcie, kombinujcie :D
UsuńFajnie że tak powoli wszystko się wyjaśnia i że fakty niosą nowe zagadki.
OdpowiedzUsuńDasz radę! Też tak miałam zawsze przy budowaniu fabuły i bohaterów, że kiedy jedno wychodziło mi bardziej zawiłe, to drugie zaczynało mi się mieszać, aż w końcu z całego opowiadania wychodziła klapa. I tak się stało że przestałam publikować fabularne rzeczy xD. Ale Ty próbuj, ćwicz i pisz dalej, bo całkiem nieźle Ci to wychodzi :)
Tak btw. jeśli chodzi o to opowiadanie, to fabułę masz zarysowaną od początku do końca, czy tylko tak ogólnie i kombinujesz przy każdym rozdziale?
Pozdrawiam z Porzeczkowy Sorbet :)
Mam zarys ogółu, ale wiele rzeczy dochodzi podczas pisania. Muszę je często przeanalizować czy nie kłócą się z fabułą i nie zaprzeczają ogólnej logice, a potem ewentualnie dodaję. To trochę pogmatwane, ale jakoś daję radę :)
UsuńCześć. Słuchaj, zaczynam czytać to opowiadanie. Jednak, mogłabyś bardziej "rozciągnąć" obszar postu. Taki zlany "w kupe" tekst się źle czyta :)
OdpowiedzUsuńHej, z obszarem postu nie mogę nic zrobić, bo jest on automatyczny w szablonie, który pobrałam i którego nie mogę modyfikować. Jedyne co mogę zrobić, to zmniejszyć rozmiar tekstu.
UsuńPozdrawiam
Dellirah
Nadrobilam ten i poprzedni rozdział. Mam kilka spraw...
OdpowiedzUsuńPo pierwsze co ta laska z pistoletem tak tańcuje? I skąd ona wie to wszystko o Raynie i jej rodzicach? Shannon chyba nie zwierzała się swojej dilerce -.-
Matka Rayny? Stara wywłoka! Oddała chorą córkę, a tą którą zostawiła zgnębiła . Co z tych ludzi są za rodzice?! Może sami są psychicznie chorzy?
No i fajnie, że mimo wszystko Rayna ma tego Aidena. Na początku był skończonym dupkiem, ale teraz wydaje mi się,że jest jej wsparciem. I fajnie, że zgodził się jej pomoc.
Zrobił się z tego kryminał na maksa...
Fajnie, cieszę się, bo lubię taką fabułę *.*
Czekam na więcej!
Pozdrawiam...
cursed-child.blogspot.com
Aiden miał być z początku takim dupkiem, no ale jednak coś go łączy z Rayną - Shannon. Cieszę się, że ci się podoba i mam nadzieję, że nie rozczarujesz się następnymi rozdziałami!
UsuńPozdrawiam
Dellirah
Cześć!
OdpowiedzUsuńJestem tutaj nowa i w sumie to fajnie. :D Bardzo spodobał mi się ten rozdział i szczerze powiedziawszy podoba mi się to jak piszesz... :)
Co do historii jest bardzo ciekawa, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Aiden wydaję się być nawet fajny w tym rozdziale, zobaczymy jakk będzie się zachowywać dalej? Bardzo mnie interesuje jak skończy się ta historia. C:
Życzę dużo weny i czasu!
Pozdrawiam!
wiecznieskrytywwsobie.blogspot.com
To niezłe ziółko z tej naszej Shannon było. Zupełne przeciwieństwo Rayny, tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńAle ta Aubrey to też dobra kombinatorka.
Wróćmy jeszcze do dilerki - a ona skąd wiedziała o Raynie? To trochę dziwne, że Rayna nie wiedziała, że ma bliźniaczkę, a Aisha tak. Swoją drogą troszkę nie rozumiem tego wplątania rodziny Rayny w tę sytuację, ale będę czekać na rozwój.
Rozmowa z Aidenem - albo raczej jej dalsza część i to co z niej wynikło - zdziwiła mnie. Mam na myśli, że nasza bohaterka była bardzo bezpośrednia. Może to i dobrze, że od razu wyłożyła kawę na ławę. Ale byłam nieco skonsternowana, kiedy w przypływie szczęścia Rayna rzuciła się na Aidena. Najpierw jest oschła, poważna i w ogóle, a potem całuje go i już rozpiera ją euforia.
Wybacz, zauważyłam, że moje komentarze z rozdziału na rozdział są coraz bardziej chaotyczne. Ale do nadrobienia został mi już tylko jeden, więc gorzej już chyba nie będzie. :D
Jakieś się dramy robią, hm... Shannon ma jeszcze więcej za uszami, niż myślałam. Może to nie było samobójstwo? Ktoś jej "pomógł"?
OdpowiedzUsuńW sumie, nie byłabym skłonna winić Shannon. Nikt nie ma wpływu, na to, że jest chory psychicznie. Rozumiem jak bardzo Aishe, to wszystko musiało boleć, ale mimo to, powinna zrozumieć i nie posuwać się do, aż tak drastycznych środków (spoiler heh). Gdybym, ja była taka mściwa jak ona, co poniektórzy umieraliby już dawno w męczarniach :P
OdpowiedzUsuńJa nie wiem czy na jej miejscu byłabym taka skora do wprowadzenia się do obcego mężczyzny. Przecież mogła znaleźć inną pracę, albo tylko o nią go poprosić, by jej pomógł i zostać u siebie, wrócić na studia i przede wszystkim - iść na policję! Pewnie gdyby tak zrobiła to nie byłoby dalszej części opowiadania, więc już dłużej nie narzekam.
OdpowiedzUsuń